Tyle lat w Magorexie to kawał historii. Od kiedy jesteś związany z firmą i od czego zaczynałeś?
Dokładnie w listopadzie 1999 roku postanowiłem zatrudnić się u Roberta Górki, który wtedy jeszcze prowadził firmę na ulicy Ludowej. Znaliśmy się już wcześniej, więc zwróciłem się do niego, kiedy chciałem zmienić pracodawcę. Magorex składał się w tamtym okresie z ośmiu pracowników i w zasadzie byłem pracującym brygadzistą. W 2000 roku szefostwo zakupiło budynki na ulicy Pienińskiej i przeprowadziliśmy się w maju. Tutaj następował już ciągły rozwój firmy. Już pod koniec roku było chyba czterdziestu pracowników.
Jak wyglądał Twój rozwój w firmie? Przychodzili nowi pracownicy, więc Ty również dostawałeś awanse, większe obowiązki?
Dokładnie. Zamiast brygadzisty pracującego stałem się wtedy brygadzistą biegającym. Nie było już czasu na pracę stricte przy maszynach. Spotykały nas też w tamtym okresie różne sytuacje, w które dziś trudno byłoby uwierzyć. Pamiętam na przykład, że kiedy w sobotę zamykali urząd celny, wszyscy łącznie z szefostwem pakowaliśmy towar, żeby auto zdążyło dojechać przed godziną trzynastą.
Oczywiście wraz z rozwojem naszego parku maszynowego zwiększaliśmy też zatrudnienie. Niedługo później miałem więc już pod sobą brygadzistów, którzy częściowo pracowali, a częściowo kierowali ludźmi. Tutaj nigdy nie mieniliśmy się tytułami, byłem po prostu odpowiedzialny za organizację całej produkcji. Jeszcze wtedy otoczka firmy była taka, że mieliśmy szefa, który potrafił robić rysunki, na podstawie których produkowaliśmy wózki. Zajmował się też między innymi zakupem materiałów.
Systematycznie dochodziły nowe osoby, które nie zajmowały się już produkcją. Sytuacja wymagała tego, aby zatrudnić między innymi specjalistę ds. BHP, kadrową oraz księgową. Firma sukcesywnie się rozwijała wraz ze wzrostem ilości zamówień i asortymentem. Zakup każdej nowej maszyny pozwalał nam otworzyć jakieś nowe technologie, a co za tym idzie – jeszcze lepiej produkować. Pojawiali się następni klienci, jeszcze szerzej weszliśmy też na rynek niemiecki.
Dowiedz się więcej o historii Magorex →
W tym momencie jesteś już dyrektorem. Jak szybko rozwijała się Twoja kariera?
Tak, w tej chwili jestem już dyrektorem zakładu… a przynajmniej tak jest napisane na mojej wizytówce. Na samym początku jednak tytuł nie miał znaczenia. Wszyscy wiedzieli, że kieruję całą produkcją. Ktoś inny natomiast zajmował się zaopatrzeniem, kadrami lub księgowością. Cały czas zresztą czuwał nad tym nasz szef. Oczywiście później nastąpiła transformacja, a ja stałem się wspólnikiem w firmie, gdy tylko uprzedni zrezygnował.
Myślę, że zaszedłem tak daleko, jak mogłem. Więcej już chyba nie da się osiągnąć. W pewnym sensie wciąż jednak przybywa mi obowiązków. Ponieważ zawsze daję z siebie tyle, ile mogę, czasami w ich miejsce muszę oddać część innych zadań.
W 1999 roku spodziewałeś się takiego rozwoju firmy?
Nie, ja w ogóle nie planowałem, że zostanę tu tak długo. Kiedy się zatrudniłem, chciałem być pracownikiem fizycznym. Szef jednak zaproponował, żebym tym wszystkim w jakiś sposób kierował. W poprzednich firmach zajmowałem się generalnie zasobami ludzkimi, więc miałem w tym jakąś wprawę. Każda firma jest jednak inna, Magorex też ma swoją specyfikę. Wizje i decyzje właściciela są takie, a nie inne i właśnie od niego zależy sposób prowadzenia firmy. Wdrożyliśmy już na przykład system ERP, ale i tak bardzo dużo sterujemy ręcznie, bo właśnie taki w naszym przypadku jest klient, taki jest rynek i taka jest nasza idea.
Gdzie widzisz Magorex za pięć lub dziesięć lat? Jaką wtedy będziemy firmą?
Sytuacja zmienia się tak diametralnie, że naprawdę trudno powiedzieć. Przede wszystkim będziemy się ciągle rozwijać. Kiedy skończyło się nam miejsce, zakupiliśmy nowe hale, które umożliwiły nam jeszcze szybszy postęp. Niewykluczone, że podobnie postąpimy w najbliższych latach. Jesteśmy na to przygotowani, mamy też grunt oraz zezwolenie na budowę hali. Na pewno nie zakładamy, że staniemy w miejscu.
Zobacz, jakim sprzętom poświęciliśmy nowe hale produkcyjne Magorex →
Ostatnie dwa lata raczej pomogły firmie czy zaszkodziły? Mówimy o pandemii, braku materiałów, mniejszej ilości zamówień, problemach z pracownikami… Jak oceniasz ten okres?
Przede wszystkim w naszej branży rynek się nie zatrzymał. Na początku pandemii była wielka niewiadoma, ale przecież cały czas w piekarniach i cukierniach trzeba robić prace serwisowe. Jedyną naszą obawą są więc inwestycje. Szczególnie w ostatnich miesiącach pojawiły się problemy z brakiem wystarczającej ilości surowca oraz gwałtownym wzrostem cen. Oczywiście nie zakładamy spadku produkcji, ale liczymy się z tym, że wzrost może nie być taki, jakiego pierwotnie oczekiwaliśmy.
Poszerzamy pole działania i zwiększamy produkcję pod kątem zamówień, dzięki czemu cały czas rośnie nasz zasięg w Europie. To trzeba sobie powiedzieć: w całej Polsce nie ma większego przedsiębiorstwa. Nawet w Europie jest chyba tylko kilka zakładów tej samej wielkości. Oczywiście nie jesteśmy tam jedyną dużą firmą, ale żadna z nich nie ma tak szerokiego asortymentu. Zazwyczaj ich zakres jest znacznie węższy, specjalizują się w pewnej grupie produktów. Oczywiście mają też dłuższą historię.
Możemy uczciwie powiedzieć, że Magorex ma ponad dwadzieścia lat. Niemieckie firmy istnieją jednak od lat czterdziestych. Chociaż się z nimi nie porównujemy, ciągle chcemy je dogonić i jesteśmy coraz bliżej tego celu. Obecnie nasz wzrost jest na pewno większy niż firm zachodnich, które już od dawna są na rynku. Wiedzą też o nas wszyscy w naszej branży na rynku europejskim. A wszystko to zaczęło się jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, kiedy co dwa tygodnie wysyłaliśmy do Niemiec, do tego samego odbiorcy, zaledwie dwie palety naszych tac.